Gdzie zjeść w stolicy Sardynii? Trattoria Lillicu – tam, gdzie naprawdę karmią po włosku
Gdzie zjeść w stolicy Sardynii? Wbrew pozorom pytanie niełatwe, gdyż mimo bezliku knajp, restauracji i restauracyjek, przyjemnego szumu bąbelkującego Aperola i obrusów w czerwono-białą kratkę, znaleźć kuchnię dobrą i autentyczną trudno niezmiernie.
Miasto niedbale traktuje turystów, tak też od strony kulinarnej wyjątku tutaj nie ma. Z reguły restauracyjny vibe lewituje tutaj ospale – zarówno w obsłudze, jak i smakach samych dań.
Aby dotrzeć do esencji włoskich kulinariów, które opierają się przecież na swojej prostocie, a doprawiane są jedynie lokalnym temperamentem, trzeba się trochę natrudzić. Są oczywiście skarby ukryte, restauracje prowadzone od wielu pokoleń, restauracje mądre, które wiedzą, że najlepszy produkt jest swój, a turystę rozczarować można tylko raz.
Trattoria Lillicu – ukryty skarb
Tak też prowadzeni trochę opiniami, trochę własną intuicją, po wcześniejszej rezerwacji trafiamy do Lillicu. Trattoria pęka w szwach, dzieląc się na dwie sobie odmienne części – gwarne i swojskie wnętrze i stonowane stoliki na zewnątrz. Wybieramy tak wyczekiwany włoski galimatias. Stoliki, szczelnie wypełnione włoskimi gośćmi, którzy przekrzykują się wesoło między sobą, żywo dyskutują z kelnerami. Ci z kolei, w pocie czoła z uśmiechem na twarzy i zawadiackim mrugnięciem oka, lawirują płynnie na sali.
Talerze z brzękiem lądują na stołach, leje się domowe wino i nalewka z mirtu. Z po części otwartej kuchni bucha para, w pachnącej mgle pokrzykują kucharze. Na patelniach smażą się świeże ryby, które gość sam sobie wedle upodobania wybiera. Jest stacja z arbuzami, te podawane są w ramach gratisowego deseru oraz stacja ciasteczkowa, która sardyńskimi słodyczami raczy także poza rachunkiem.
Włoska kuchnia na Sardynii
Nasz kelner nie mówi po angielsku. Zupełnie nie ma jednak takiej potrzeby! Tu wszystko odbywa się w naturalny sposób, nie potrzeba wielu słów, aby wybrać idealne dla siebie danie. Nonszalancko upięta kitka mężczyzny gestykuluje razem z całym ciałem, przed nami w mgnieniu oka pojawia się białe wino i parujący talerz muli. Pyszne, świeże owoce morza spływają cytrynowym sokiem po palcach. To danie je się tutaj bezceremonialnie, swobodnie, w sposób, który wpisuje się w charakter restauracji.
Jako kolejne, na stole pojawiają się grillowana ryba i spaghetti z botargą. Ostatnie, typowo sardyńskie danie to wyrazisty smak słonej ikry tuńczyka podanej w formie suszonej, startej posypki. Razem z soczystymi nitkami makaronu gotowanymi w smakowitym bulionie tworzą prostą, ale jak smaczną kompozycję. Całość zamyka deser – lokalne sebadas, czyli rodzaj ravioli ze świeżego pecorino, smażone na głębokim tłuszczu, polane miodem. Po spałaszowaniu takiego zestawu człowiek wie, że zjadł dobrze i po sardyńsku.
Miejsce, do którego się wraca
Najedzeni do granic niemożliwości, w kuchennych oparach i wrzawie klientów ruszamy do wyjścia. Żegnają nas uśmiechnięte słowa kelnerów, włoskie dłonie energicznie przybijają piątki. Tak, to miejsce warte powrotów (i faktycznie wracamy) i polecenia. Trattoria Lillicu nakarmi każdą duszę i żołądek spragniony włoskich klimatów!