Tajlandia Koh Jum – w poszukiwaniu utraconego raju
Znalezienie miejsc na świecie nietkniętych dłonią człowieka to niczym poszukiwanie Świętego Graala. Masowa turystyka wtargnęła z impetem do najskrytszych zakątków natury i zalała wszystko betonem i plastikiem. Ten zawłaszczający proces nie ominął również Tajlandii. Trudno jest więc skonfrontować folderowe wyobrażenia o rajskich, niemal bezludnych wyspach z rzeczywistością. Tym bardziej doceniamy miejsca, które jakimś cudem zostały na razie pominięte na autostradzie komercji i żyją spokojnie swoim niczym niezmąconym rytmem. Taka jest właśnie wyspa Koh Jum.
Na nazwę Koh Jum trafiam zupełnie przypadkiem, wyspa nie figuruje bowiem w przewodnikach ani zestawieniach „must see”. Jest to pierwszy sygnał, że może uda się śnione przez każdego wagabundę, włączając w tym mnie, odnalezienie utraconego raju.
Łodzią do raju
Kolejnym dobrze wróżącym znakiem jest sposób, w jaki dostajemy się na tą ukrytą przed turystycznym okiem wyspę. Podróżujemy łodzią po brzegi wypełnioną wracającymi z lądu mieszkańcami, ich zakupami oraz skuterami. W stłoczonej plątaninie ludzi, kartonów i beczek jakimś cudem znajduje się miejsce dla nas i naszych bagaży. W mojej głowie pojawia się irracjonalna myśl, że do kompletu brakuje nam tylko słonia, który zapewne również zmieściłby się na tej łodzi. Po dalszym transporcie drogą lądową, wśród otaczającej dżungli, wertepów i drogi, która nagle się kończy – nie mamy wątpliwości. Udało się. Oto jest ON, wyprojektowany i wytęskniony z jakiegoś pierwotnego instynktu raj.
Mieszkając w dżungli
Początkowo trochę nadpobudliwi i zdezorientowali Ciszą i Nic – się – nie – dzianiem, powoli przełączamy się na tryb „off”. Mieszkamy w drewnianych domkach wtopieni w dżunglę, namacalnie blisko natury. To ona dyktuje tutaj warunki. Przemierzamy puste plaże podziwiając setki krabów umykających spod naszych stóp. Skorupiaki rozbiegają się w popłochu, jakby przytłoczone ogromem przestrzeni. Wieczorami wychodzą na powierzchnię, aby staczać między sobą heroiczne walki. Po tych niecodziennych spektaklach zasiadamy do kolacji. Jemy na plaży, nad naszymi głowami w rytmie fal kołyszą się kolorowe lampiony. Kiedy przychodzi przypływ, trzeba szybko przenieść się na drewniany taras restauracji. Dżungla bierze wieczorną ciszę w swoje posiadanie, przed snem zaprasza na tarasowy seans w wersji audio. Nieznane dźwięki mieszają się z łomotem skaczących po dachu małp. Światła gasną, wieczorami często nie ma prądu. Idziemy spać.
Prawdziwe oblicza Tajów
Następnego dnia wypożyczamy skutery. Logistyka wyspy nie jest skomplikowana – jedna droga, trzy wioski, kilka plaż. Kiedy suniemy beztrosko przed siebie wśród palm, omijamy stoicko maszerujące kozy, kury i machających do nas mieszkańców. Ludzie tutaj są inni, nadają prawdziwego znaczenia tajskiej gościnności i otwartości. Z dala od komercjalnej turystyki i bezwzględnej walki o klienta podglądamy zwykłe życie Tajów, którzy zachowali to, czego tak naprawdę szukamy. Autentyczność, bez ukrytych intencji, staje się wartością deficytową. Na Koh Jum jeszcze jej doświadczymy i to kolejna ujmująca cecha tej maleńkiej wyspy. Przemierzając kończące i zaczynające się drogi, docieramy do największej „miejscowości” o nazwie Ban. Kilka sklepów i zabudowania wzdłuż jednej ulicy czynią z niej „miejskie” centrum wyspy. W „Luboa Cafe”, jedynej kawiarni Ban, pijemy przepyszną kawę. Przysiada się do nas właściciel. To Niemiec, mieszka tu od 12 lat. Jest spokojny, uśmiechnięty, „przełączony” na tryb wyspy. Jak mówi, Koh Jum jest dla niego formą ucieczki od zachodniego tempa życia. Kiedy tam kończy się lato, Niemiec otwiera drewniane okiennice swojej kawiarni i rozpoczyna sezon tu.
Tu dzieje się wyśniona Tajlandia
Żegnamy się z nowym znajomym i ruszamy na dalszy podbój wyspy. Odwiedzamy rajskie, puste plaże i nieliczne bambusowe osady z domkami na drzewach. Tu dzieje się wyśniona Tajlandia. Z dala od wszystkiego, na białym piasku, kilka metrów od morza. Kąpiemy się w turkusowej wodzie, która zdaje się być przeznaczona wyłącznie dla nas. Zaglądamy do drewnianych, wtopionych w plażowy krajobraz barów a’la Bob Marley. Wiele z nich nie funkcjonuje, bo wyspa jest za mała lub „bo dzisiaj zamknięte”. To wyspa wolności, nic nie jest tu oczywiste, wszystko dzieje się spontanicznie. Jednego dnia właściciel stoi za barem, racząc gości jakże rzadką na tej epatującej spokojem wyspie rozrywką. Kolejnego zamyka bar, sam oddając się błogiemu lenistwu na plaży.
Mimo wszystko wyspa oferuje kilka rodzinnych restauracji. Zatrzymujemy się na obiad w „Ban Ban”, w niewielkiej knajpce kelneruje syn, gotuje mama. Kobieta pyta nas, gdzie mieszkamy, chociaż wydaje się to już doskonale wiedzieć. Tutaj wszyscy się znają i wszystko wiedzą. Uśmiecha się, jest spokojna, podobnie jak nasz niemiecki znajomy „przełączona” na tryb wyspy.
Benzyna w butelkach po Coli i Sprite
Kiedy kończy się nam benzyna, zatrzymujemy się w okolicznym sklepiku. Na drewnianych półkach obok bananów podręczna stacja benzynowa – kwestia wyboru, czy zdecydujemy się na paliwo w butelce po Coli czy po Sprite. Kiedy zastanawiamy się nad wyborem, pod sklep podjeżdża młody chłopak. Bez słowa tankuje nasze pojazdy, za lejek służy – oczywiście – połówka butelki po Sprite. Taj nie pracuje w sklepie, sam jest klientem. Pomaga nam, po prostu, „przełączony” …na tryb wyspy.
Opuszczając Koh Jum zastanawiamy się, ile zostało jej jeszcze czasu. Kiedy zaleje ją beton rozpędzonej autostrady turystyki. Kiedy straci to, co najpiękniejsze. Kiedy przestanie być rajem, a zostanie jedynie utraconym…
Koh Jum – informacje praktyczne
Jak dotrzeć na Koh Jum:
1.Prom z Krabi.
Dopływa w okolice wyspy, następnie należy przesiąść się na podpływające long- tail boats, które dowiozą Was do brzegu.
2. Łódź z portu Lam Kruat.
Transport, z którego korzystają miejscowi. Koszt: 100 baht/os. Czas płynięcia: 40 minut. Z Krabi do portu Lam Kruat można dostać się busikiem.
3. Transfer zorganizowany przez hotel, w którym będziecie mieszkać.
Będzie zawierać w sobie jedną z wyżej wymienionych opcji + transport z portu do hotelu.
4. Wynajęcie wodnej taksówki (long – tail boat). Odwiezie Was z dowolnego miejsca, o dowolnej godzinie, do dowolnego hotelu (najwygodniejsza i najszybsza opcja w przypadku, kiedy Wasz hotel znajduje się przy plaży). Koszty wyższe, natomiast z reguły korzystniejsze niż korzystanie z transferu za pośrednictwem hotelu.
Koh Jum – hotel
Koh Jum Resort
237 Moo 5, Koh Sriborya, Nueklong Koh Jum
Polecane restauracje:
Ban Ban
Luboa Cafe
Halal Food
Friendly Restaurant & Bungalows
Mama Cooking
Plaże:
Magic Beach
Golden Pearl Beach
Andaman Beach
Ao Si
North Beach
Ting Rai Beach
Więcej na temat Tajlandii znajdziesz w artykułach „Półwysep Railay. Inny świat„, „Tajlandia – praktyczne informacje„, „Bangkok – miasto zbudowane z ruchu i hałasu„, „Słonie w Tajlandii, czyli jak słoń w składzie porcelany„.