Budapeszt – miasto hybryda
Budapeszt to miasto hybryda. Powstałe z Budy i Pesztu, połączone łańcuchem mostu, zastygłe w wiecznej symbiozie epatuje podwójną siłą i charakterem. Jest stare i nowe, zielone i miejskie, swojskie i kosmopolityczne. Za dnia odbija się w Dunaju elegancką bielą marmurów, nocą z emfazą kąpie w złocie. Pyszni się zadbanymi secesyjnymi budowlami, bogactwem zabytków, monumentalnością parlamentu. Wieczorową porą ożywia opuszczone kamienice, transformuje w hipsterską enklawę w pubach – ruinach, odsłania artystyczną duszę, kordialnie poi Tokajem w piwnicznych winiarniach. Częstuje langoszem z ulicznej budki, karmi tłusto i bezceremonialnie. Budapeszt – miasto tak idealne w swoich przeciwieństwach.
Królewskie Wzgórze Zamkowe
Margit z nieskrywanym wdziękiem wspina się do góry, z naprzeciwka nadjeżdża szarmancki Gellert. Wagoniki mijają się w cichym uwielbieniu, stęsknione za swoją równoległą obecnością. Zabytkowa kolejka z uroczymi imionami zawozi nas na królewskie tarasy widokowe Budy, u naszych stóp w niebieskiej tafli Dunaju przegląda się kosmopolityczny Peszt. Wzgórze Zamkowe zachwyca nas koronkowym wykończeniem białych murów, potężną bryłą zamku i bajkowymi wieżami Baszty Rybackiej. W słońcu grzeją się pomnikowe postaci, król Maciej zamknięty w fontannowym kadrze poluje na jelenie, książę Sabaudzki mknie władczo na koniu.
Podziemne labirynty
Uraczeni wyższymi sferami wracamy do przyziemnej, a raczej podziemnej rzeczywistości. Pod Wzgórzem Zamkowym rozciąga się labirynt, tajemniczy system podziemnych grot i jaskiń. Wapienne korytarze rozświetlone jedynie blaskiem świec parują chłodną wilgocią. Spacer rozpoczyna się w Osi Ziemi, w centrum i początku świata, prowadzi przez przeszłość i przyszłość ludzkości, sprawdzając na końcu odwagę przyjezdnych łazików. Jest mrocznie i surrealistycznie, Budapeszt na powierzchni ziemi to zupełnie inne miasto.
Czarownice na Górze Gellerta
Spragnieni świeżego powietrza wspinamy się na podniebne ogrody stolicy. Góra Gellerta wije się tysiącem ścieżek, spływa wodospadem, kluczy zielonymi alejkami. Wzgórze owiane enigmatycznymi legendami miało być ośrodkiem magii i czarów, miejscem zlotów węgierskich czarownic. To z niego w drewnianej beczce spuszczono w pogańskim odwecie biskupa Gellerta. Dzisiaj rozciąga się masywną Cytadelą, zdobi Pomnikiem Wolności, symbolem zwycięstwa nad faszyzmem. Góra pyszni się w swojej wielkości i niezwykłym mikroklimacie. Wieńczy Budę, ze spokojnym pobłażaniem spogląda na dokazujący na dole Peszt.
Reprezentacyjny Peszt
Przemierzamy imponujący Most Łańcuchowy, opuszczamy Budę, zmierzamy do Pesztu. Majestatyczne lwy przypominają o roli mostu, który jako pierwszy połączył niegdyś oba miasta. Reprezentacyjna konstrukcja scala stolicę, daje jej siłę i charakterność.
Naddunajskie Korso jest zapowiedzią miejskiego i dużo większego Pesztu. Szerokie, eleganckie ulice, zadbane secesyjne kamienice, neorenesansowa, monumentalna Opera Narodowa. Spacerując reprezentacyjną Aleją Andrassyego uwieńczoną Pomnikiem Tysiąclecia dostrzegam ambitne aspiracje tej ponad dwumilionowej metropolii. „Budapeszteński Broadway” to zabytkowy, ale wciąż żywy salon mody, pełen przepychu i wspaniałych budynków. Uwieńczeniem wyrafinowanego charakteru tej części miasta jest jednak parlament. Spektakularna budowla przytłacza swoim ogromem, nie mieści się w kadrze, nie pozwala objąć się wzrokiem. Budowana przez 17 lat jest najpotężniejszym budynkiem na Węgrzech i największym z gmachów parlamentu na świecie. Gargantuiczna bryła mieści w sobie 691 pomieszczeń, 20 km schodów oraz 13 wind. Peszt po raz kolejny wielkopańskim gestem podkreśla swoje dziedzictwo, pokazuje, że bliżej mu do Wiednia aniżeli pozostałych sąsiednich stolic.
Tokaj z kija i puby-ruiny
Prawdziwej natury nie da się jednak oszukać. O ile Buda jest spokojna w swojej zieleni, a Peszt kosmopolityczny w swoich ambicjach, o tyle Budapeszt jest swojski i bezceremonialny w atmosferze i mieszkańcach. W ulicznych budkach delektujemy się najlepszym langoszem, w rodzinnych winiarniach popijamy z Węgrami Tokaja z kija, zagryzamy ogórkiem kiszonym i pajdą chleba ze smalcem. Wieczorami odkrywamy nieoczywiste lokalizacje w opuszczonych kamienicach dzielnicy żydowskiej. W pubach-ruinach, hipsterskiej enklawie stolicy, zbiera się teraźniejszość i przyszłość miasta, odsłania artystyczna dusza i zachodnia pewność siebie. Jest nietuzinkowo, ale swobodnie i kordialnie.
Budapeszt to miasto pełne przeciwieństw. To jego siła, dzięki temu jest interesujące, jedyne w swoim rodzaju, niezwykle charakterne. Podczas wieczornego rejsu Dunajem obserwuję Peszt przeglądający się z samouwielbieniem złotym odbiciem w tafli wody. Na wzgórzu Buda spokojnie majaczy swoim bajkowym zamkiem, królewska świta odpoczywa po dniu pozowania w pełnym słońcu. Stolica zgodnie kładzie się spać, jak dwa kawałki puzzli tuli się w swoim lewym i prawym brzegu. Nie walczy, ale idealnie się uzupełnia. Miasto hybryda.