She was there

Palermo – moja europejska Hawana

Europa / Włochy | 22 października 2025
Palermo

Palermo to nie Rzym. To także nie feeryczne ujęcia z Białego Lotosu, mimo, że akcja drugiego sezonu istotnie toczy się na Sycylii. Miasto miastu nierówne, a sama wyspa jest niesamowicie zróżnicowana. Gdybym miała jednak porównać Palermo do miejsca mi znanego, a zarazem bliskiego sercu, byłaby to …Hawana na Kubie. Tak, ta egzotyczna, szalona, daleka, ale bliska w swoim odbiorze. Byliby to ludzie, w swej serdeczności, uśmiechu i spontaniczności. Byłoby to miasto – stare, nasycone przepięknymi kamienicami, których fasady opadają pod naporem czasu. Byłby chaos panujący na ulicach, mobilne parujące stragany. Mieszanka kultur i smaków. Wszystko to w wydaniu po włosku, doprawione finezją i przymrużeniem oka w czasie sjesty.

Palermo – miasto bez sacrum i profanum

Piję kawę na balkonie niczym z włoskiego kadru. Niewielki ukwiecony taras, stolik, dwa krzesła. Pode mną wąska, kamienista uliczka. Nade mną wysokie mury kamienic splecione z fasadami kościołów i pałaców. Trudno rozpoznać, gdzie mieszkają ludzie, a gdzie odbywają się msze, choć w Palermo wydaje się nie istnieć sacrum i profanum. W klasztorach sprzedają wszakże najlepsze connoli, a na fasadach domów moszczą się zabudowane ołtarze lub święte malowidła. Ludzie mieszkają w budynkach, których zdobione sufity wskazują, że były kiedyś pałacami. Tkanka historycznego centrum jest ścisła, wykorzystana do granic możliwości. Gdyby wyizolować zabytkowe budowle, ludzie z pewnością nie mieliby gdzie mieszkać…!

Piękna autentyczność

Centrum Palermo powoduje zawrót głowy. Umysł z trudem ogarnia ogrom architektonicznych perełek, usytuowanych obok siebie. Wszystko przykryte kurzem podniszczenia lub rusztowaniami remontujących się już obiektów. A do zrobienia jest wiele. Miasto nie oferuje wyszukanej elegancji i pompatyczności marmurowych placów. Z nonszalancją traktuje swoje piękno, dając w zamian autentyczność. Na Quattro Canti spotykamy śpiewaka operowego. Mężczyzna stoi z plastikowym kubkiem w ręku, jego śpiew powala, rozbrzmiewa echem odbijającym się od słynnych „czterech rogów”. W tym samym miejscu, kilka godzin później, odbywać się będzie street dance.

Palermo – miasto kontrastów

Zwiedzamy Teatro Massimo – największy operowy teatr we Włoszech i trzeci największy w Europie. Na scenie odbywa się operowa próba. Podziwiamy niezwykłą akustykę z perspektywy widowni i loży. Tej samej, w której kręcono ostatnie ujęcia trzeciej części Ojca Chrzestnego. Chodzimy tymi samymi korytarzami i oglądamy masywne schody z finałowych scen.

Po chwili spacerujemy na słynnym targu Ballaro. Stoiska opływają w kakofonię dźwięków i smaków. Wszystko to miesza się z głośnymi okrzykami sprzedawców (w sycylijskim żargonie) i dymem z licznie rozstawionych grillów. Na nich skwierczą podroby, kiełbaski i dary morza. Sycylia ma swoją niepowtarzalną kuchnię. Bułka ze śledzioną, panele (placki z mąki z ciecierzycy), arancini czy caponata królują na straganach. Zamawiasz i siadasz na zapleczu stoiska. Plastikowe stoły, talerzyki, szybka obługa. Do tego obligatoryjnie Aperol. Ten napój wiedzie prym na palermitańskich ulicach. Serwuje się go z okienek barów, których podświetlone półki uginają się pod ciężarem pomarańczowych butelek. Serwuje w restauracjach i knajpkach. W końcu serwuje się go także z mobilnych stoisk, rozstawionych na placach i ulicach. Ten smakuje najlepiej.

Palermo – moja europejska Hawana

Właśnie go popijamy. Sączymy pomarańczowy płyn z plastikowych kubeczków, usadowieni na – a jakże –  plastikowych krzesełkach. Przed nami wieczorna sceneria targu Ballaro. W oddali słyszymy dźwięk bębnów. Skuszeni rytmem, szukamy jego źródła. Robi się coraz tłoczniej i głośniej. Muzyka nabiera tempa, odbija się od ścian kamienic, podążamy za tłumem. Tłum prowadzą włoscy bębniarze, mężczyźni i kobiety w słomianych kapelusikach. Za pomocą gwizdka rytm wyznacza kobieta. Walenie w bębny napędza coraz liczniejszą widownię. Idziemy ulicami i placami Palermo, z okien i balkonów starych kamienic wyglądają mieszkańcy. Ludzie tańczą i śmieją się. Mimo dość późnej pory nie brakuje dzieci. Wchodzimy w nieznane zaułki, pojawia się coraz więcej śmieci i slamsów. Mijamy warsztaty samochodowe, indyjskie i afrykańskie sklepiki i knajpki. Jest kolorowo i radośnie. I jest to scena definiująca Palermo. W swojej spontaniczności, otwartości i różnorodności. Więc tak, Palermo to moja europejska Hawana.

Sprawdź inne wpisy: